#1 2012-09-04 10:45:57

Driada

Administrator

Zarejestrowany: 2012-02-11
Posty: 286
Punktów :   

obyczaje barmańskie

Ułańska fantazja
www.swiat-alkoholi.pl


Więc pijmy wino szwoleżerowie, na cześć minionych bojowych lat, niech żyją nasi dzielni wodzowie, niech żyje pułk nasz, armii kwiat” – śpiewało wojsko II Rzeczpospolitej. Od zawsze manierka z gorzałką była wierną towarzyszką żołnierza. Toteż i korpus oficerski okresu międzywojennego trudno byłoby nazwać klubem abstynentów.
Oficerowie mieli niezwykle bogate i oryginalne zwyczaje związane z piciem. Szczególnie dotyczyło to korpusu kawalerii, w którym każdemu nowo przyjętemu do służby oficerowi podawano na szabli do wypicia taką liczbę kieliszków, jaki był numer pułku. Nie trzeba dodawać, że zachowania takie były kultywowane szczególnie w jednostkach o dużych numerach. Z kolei o północy ułani mieli zwyczaj wznosić zdrowie konia. Robiono to w ten sposób, że jedną nogę stawiano na stole. Ciekawym toastem był też toast wznoszony przez kawalerzystów za swojego największego wroga w wojnie polsko-bolszewickiej, osławioną Konarmię Budionnego, gdyż to dzięki niej kawaleria polska pozostała znaczącą siłą operacyjną i nie została zepchnięta do pomocniczej roli wielkich zgrupowań piechoty.


PIERWSZY SZWOLEŻER WŚRÓD POETÓW
Palmę pierwszeństwa, jeśli chodzi o pijackie wyczyny, dzierżył zasłużenie generał Bolesław Wieniawa-Długoszowski. Przyjaciel Piłsudskiego, błyskotliwy, inteligentny, lekarz z wykształcenia, żołnierz z wyboru, poeta z zamiłowania, dyplomata z przymusu, niedoszły prezydent, przez całe dwudziestolecie pozostawał uosobieniem najlepszych i najgorszych cech polskiej armii. Gdy Marszałek powierzał mu dowodzenie pierwszym pułkiem szwoleżerów, miał go prosić, by ten pilnował, żeby żołnierze za dużo nie pili. Na to Wieniawa z właściwym mu humorem odparł: Może Komendant być spokojny, więcej niż ja na pewno pić nie będą. Pierwszą czynnością nowego dowódcy było wezwanie adiutanta pułku, również znanego hulaki. Nie możemy jednocześnie prowadzić podobnego trybu życia! Rozumiesz pan, jakby pułk wyglądał. Umawiamy się, jeden tydzień piję ja, drugi pan rotmistrz, i tak na zmianę. Po pół roku rotmistrz poprosił o przeniesienie z Warszawy. W uzasadnieniu stwierdził, że od pół roku nie może się doczekać na swój tydzień.
Wieniawa dbał o to, by w stolicy mówiono o nim i jego wyczynach. Bardzo popularne stało się jego powiedzenie, gdy pijany nie dał rady wejść na piętro restauracji Adria: No panowie, skończyły się żarty, zaczęły się schody. Wyznawał zasadę, że w życiu prawdziwego kawalerzysty liczą się trzy K – koń, koniak i kobiety, oczywiście, w tej właśnie kolejności. Co więcej, maksymę tę wpajał swoim podkomendnym.
Innym wyczynem Wieniawy było zebranie z kilku warszawskich ulic prostytutek. Generał wszedł na dach samochodu, córom Koryntu kazał się ustawić czwórkami i urządził im egzamin z musztry wojskowej.
Wśród wyczynów Długoszowskiego znalazły się i bardziej obrazoburcze. Monika Żeromska odnotowała w swoich wspomnieniach: Kiedy Wieniawa zapowiadał swój przyjazd do dworu, wszystkie kobiety z rodziny wynosiły się w sąsiedztwo, a dwór popadał w wielodniowe męskie, pijane szaleństwo.
Kiedy jednak obowiązki tego wymagały, generał odstawiał alkohol i zabawy. Gdy został zmuszony do objęcia ambasady w Rzymie, musiał stonować, choć strasznie się przy tym nudził. Chciał na zawsze pozostać pułkownikiem, dowódcą szwoleżerów, mówił, że w kawalerii można robić głupstwa, ale nie można robić świństw, natomiast w dyplomacji można, a czasami nawet trzeba robić świństwa, ale nie wolno popełniać głupstw. W tłumaczonej przez siebie powieści Duponta „Generał Lasalle” we wstępie napisał: Czytelniku! Jeżeli zgodzisz się ze mną, że na świecie są tylko dwa zawody godne wyzwolonego i niepodległego mężczyzny, a mianowicie zawód poety i kawalerzysty (a tym gorzej dla ciebie, jeśli się z mym stwierdzeniem nie zgadzasz, bo dowodzi to, że nie jesteś ani jednym, ani drugim, a jesteś natomiast, choćbyś sobie liczył tylko dwadzieścia jesieni, starym i łysym tetrykiem z aspiracjami na inkasenta podatkowego, albo co gorzej jesteś tak zwaną matroną, która dla jakiegoś paskarza, przed lirycznym wzrokiem ułana, lub nienasyconą zdobywczością poety, córeczek swych cnoty broni, na szczęście zwykle na daremno)...

SCHYŁEK LEGENDY
Pod koniec życia Piłsudskiego nastąpił powolny rozbrat Wieniawy ze światem artystycznym, który zaczął się dystansować od sanacji. Generał przestał przesiadywać na piętrze w Ziemiańskiej wspólnie z Tuwimem, Lechoniem, Słonimskim, coraz mniej było w jego wyczynach fantazji, a coraz więcej zwykłych pijańskich burd, które nikomu nie imponowały. Widywano go pijącego z przygodnie napotkanymi robotnikami, tłukącego lustra w lokalach. Pod tym względem nominacja na ambasadora była ratunkiem jego legendy.
Legionowi koledzy Wieniawy nie dorównywali mu fantazją, ale i oni nie wylewali za kołnierz. W terenie słynął „superlegionista” generał Czesław Młot-Fijołkowski. Z racji swej funkcji bardzo często wizytował garnizony, szczególnie na Kresach. Inspekcję uważał za nieudaną, jeżeli jej zwieńczeniem nie była „poinspekcyjna bibka”, najlepiej dwu- albo trzydniowa. Gdy później, w trakcie kampanii wrześniowej, po trzech dniach bohaterskiej obrony dowodzona przez Młota Samodzielna Grupa Operacyjna „Narew” zmuszona była się cofnąć i nie potrafiła odzyskać już pełnej zdolności bojowej, jego przeciwnicy ukuli powtarzaną później plotkę, jakoby Fijołkowski póty dzielnie dowodził, póki był pijany, gdy wytrzeźwiał, bo zabrakło przydziałowej gorzałki, stracił odwagę i nakazał odwrót.
Generał Kazimierz Sosnkowski w okresie pokojowym specjalnie się nie wyróżniał. Legendą jednak obrosły jedne z jego imienin z okresu wojny. Sosnkowski organizował przyjęcie w sztabie I Brygady, jednak by podkreślić, że legiony są wojskiem obywatelskim, chciał wypić także z niższymi szarżami. Umówiono się, że po skończonym przyjęciu zawita do linii. Przykazał również, żeby nie czekać na niego z piciem, tylko odlewać jego działki, a gdy przyjdzie, nadrobi pijąc karniaka. W okolicy przyfrontowej trudno było o alkohol, ale panowie oficerowie sobie tylko znanymi sposobami zorganizowali kilka butelek. Po paru godzinach przyszedł mocno zawiany już Sosnkowski. Wychylił karniaka, po czym zapragnął... pojeździć na łyżwach. Życzenie solenizanta wywołało zdziwienie wśród zgromadzonych. Jedynym miejscem w pobliżu, na którym można by się od biedy poślizgać, był zamarznięty rów z gnojówką. Pomimo ostrej zimy cuchnął on strasznie, pułkownik wykonał na nim kilka piruetów, po czym usiadł rozkraczony i zaczął wymiotować.

PIĘKNA ŚMIERĆ
Z legionistami konkurowali oficerowie, którzy swe szlify zdobyli w armii carskiej. Wśród nich rej wodził stary artylerzysta, Olgierd Pożerski, swoisty relikt XIX w., noszący się na podobieństwo cara Aleksandra III. Generał postawił kiedyś na nogi cały garnizon wileński, bo wydawało mu się, że usłyszał alarm bojowy. Jak się później okazało, larum grające w głowie pijanego generała w rzeczywistości było syreną wozu strażackiego, który właśnie jechał do pożaru. Śmierć generała była równie piękna jak jego bojowa przeszłość. Na jednym z przyjęć generał odtańczył z młodą porucznikową ognistego mazura, wypił z bucika jej zdrowie, po czym nachylił się, by pomóc jej się obuć. Dostał wtedy nagłego wylewu i padł, nie odzyskawszy przytomności.
Inny generał, Stanisław Karnicki, zasłynął kiedyś w Warszawie tym, że kiedy wracając nad ranem z jakiejś libacji, przejeżdżał w pobliżu Belwederu, postanowił uhonorować rezydującego tam Naczelnika Państwa. Kazał zatrzymać dorożkę i wspólnie tak długo śpiewali Wołga, Wołga mat’ radnaja, aż obudzili Piłsudskiego. Marszałek nie wyciągnął konsekwencji wobec rozrywkowego generała i często sobie żartował z tego jak Karnicki zaguljałsja.
Swoistym wyjątkiem w tym gronie był generał Lucjan Żeligowski, abstynent z wyboru, który swoich przekonań nie złamał nawet w momentach, które mogły się dlań źle skończyć. Gdy zaczynał swoją służbę w armii carskiej, zostało – zwyczajem rosyjskim – urządzone na jego cześć przyjęcie w kasynie oficerskim. Dowódca garnizonu wzniósł toast za zdrowie nowego podporucznika, wszyscy go spełnili, tylko Żeligowski podniósł kieliszek do ust, po czym go odstawił. Pytany przez przełożonego, czy jest chory, odparł z rozbrajającą szczerością, że po prostu nie pije. Generał potraktował to jako obrazę i zaczął kolejno wznosić toasty za pułk, dywizję, korpus, w końcu za samego cara i rodzinę panującego, gdy i tego toastu młody Polak nie spełnił, został aresztowany za obrazę Jego Imperatorskiej Wysokości. Jednak jego postawa zaimponowała oficerom i na drugi dzień wymogli oni na dowódcy zwolnienie polskowo buntowszczika. Żeby uniknąć więcej takich sytuacji, Żeligowskiego praktycznie nie zapraszano więcej na wspólne picie.
PIOTR SIWICKI

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.gdynia1dlo.pun.pl www.logistyka-wscil.pun.pl www.16pdharbor.pun.pl www.gra-metin.pun.pl www.kaliscyszczypiornisci.pun.pl