#1 2012-09-07 08:49:52

Driada

Administrator

Zarejestrowany: 2012-02-11
Posty: 286
Punktów :   

Obyczaje barmańskie

Literatura faktu.
www.swiat-alkoholi.pl


Truizmem byłoby przypominanie, że nasi sąsiedzi zza wschodniej granicy cieszą się na świecie zasłużoną opinią niedoścignionych mistrzów, jeśli chodzi o dokonania na polu spożycia napojów alkoholowych. Wielowiekowe tradycje musiały znaleźć więc odbicie w literaturze.
Każdy, kto zna kultową już książkę Wieniedikta Jerofiejewa „Moskwa – Pietuszki”, przyzna, że jest to szczytowe osiągnięcie literatury rosyjskiej (i radzieckiej, oczywiście), jeśli chodzi o ilość różnorakich trunków, jakie się przelewają na kartach tej powieści.

W POSZUKIWANIU KREMLA
Przypomnijmy – bohater, Wieniczka (imię sugeruje, że mamy do czynienia z alter ego autora), mieszka w Moskwie, lecz nigdy nie widział Kremla. Nietrudno zgadnąć, dlaczego, kiedy przeczyta się taki oto akapit:
(...) Od wszystkich o nim słyszałem. Ale nigdy nie udało mi się go zobaczyć. Który to już raz (bodaj tysięczny), spity lub kompletnie skacowany, przemierzałem Moskwę z północy na południe lub z zachodu na wschód, od krańca do krańca, na przestrzał i jak popadło – i ani razu nie widziałem Kremla.
Otóż wczoraj również go nie zobaczyłem – a przecież kręciłem się w pobliżu przez cały wieczór, i to wcale nie tak bardzo zalany: jak tylko trafiłem na dworzec Sawiełowski, wypiłem na początek szklankę żubrówki, ponieważ wiem z doświadczenia, iż w charakterze porannego klina ludzie nic lepszego jeszcze nie wymyślili.
Tak. Szklanka żubrówki. A potem – na Kalajewskiej – druga szklanka, tyle że już nie żubrówki, lecz kolendrówki. (...) Od razu tam, na Kalajewskiej, doprawiłem się jeszcze dwoma kuflami żygulewskiego piwa i walnąłem z gwinta białego deserowego.
Spytacie oczywiście: a dalej, Wieniczka, a dalej – co potem piłeś? Otóż sam dokładnie nie wiem, co piłem. Pamiętam, że na ulicy Czechowa wypiłem dwie szklanki myśliwskiej. Ale przecież nie mogłem przeciąć Sadowego Kolca, nic nie wypiwszy? Nie mogłem. To znaczy, że jeszcze coś piłem.
Ktoś dociekliwy mógłby spróbować policzyć, ile tego wieczoru wypił Wieniczka. Jednak wynik tych obliczeń i tak nie odzwierciedlałby stanu faktycznego, bo pod słowami „jeszcze coś piłem”, może się kryć trudna do przewidzenia ilość alkoholu.

FANTAZJA I WZNIOSŁOŚĆ
Bohater Jerofiejewa pijał wszystko, nie był wybredny, aczkolwiek od czasu do czasu budziła się w nim dusza prawdziwego smakosza.
Mam bogate doświadczenie w przyrządzaniu koktajli. Wzdłuż całej trasy, od Moskwy do Pietuszek, do dziś piją, nie znając nazwiska wynalazcy, „Balsam Kanaański”, piją „Łzę komsomołki” i dobrze robią, że piją. (...)
Pić wódkę, nawet z gwinta – nie ma w tym nic prócz udręczenia duszy i próżnej fatygi. Mieszać wódkę z wodą kolońska – to znana fantazja, ale nie ma w tym żadnej wzniosłości. Wypić natomiast szklankę „Balsamu Kanaańskiego” – w tym jest i fantazja, i myśl, i wzniosłość, i w dodatku nuta metafizyczna.
Który z komponentów „Balsamu Kanaańskiego” cenimy najwyżej? No, oczywiście, denaturat. Jednakże denaturat, będąc tylko przedmiotem natchnienia, sam tego natchnienia jest całkowicie pozbawiony. Cóż wobec tego cenimy w denaturacie najwyżej? Naturalnie walory czysto smakowe. A jeszcze wyżej miazmaty, które wydziela. Ażeby te miazmaty wydzielić, potrzebna jest chociażby odrobina aromatu. Z tej to przyczyny do denaturatu wlewa się w proporcji 1:2:1 ciemne piwo, najlepiej ostankińskie albo Senator, i oczyszczoną politurę.

POŻYTKI Z CZYTANIA
W podróży pociągiem na trasie Moskwa – Pietuszki do pijącego Wienieczki rychło przyłączyli się inni pasażerowie. A o czym mogli rozmawiać?
Pierwszy zagadał czarnowąsy w kurtce. Z jakichś powodów zwracał się tylko do mnie:
Przeczytałem u Iwana Bunina, że rudzi, kiedy wypiją, zawsze się czerwienią...
No i co z tego?
Jak to „co z tego”? A Kuprin i Maksym Gorki to w ogóle nie trzeźwieli...
Wspaniale. No, a co dalej?
Jak to „co dalej”? Ostatnie słowa Antoniego Czechowa przed śmiercią jak brzmiały? Pamięta pan? Powiedział: „Ich sterbe”, to znaczy „umieram”. A potem dodał: „Nalejcie mi szampana”. I dopiero wtedy umarł.
No, no?...
A Fryderyk Schiller – ten to nie tylko umierać, ale i żyć nie mógł bez szampana. Wie pan, jak on pisał? Nogi wsadzał do wanny z lodowatą wodą, nalewał sobie szampana – i pisał. Obalił jeden kielich i jeden akt tragedii gotowy. Obalił pięć – gotowa cała tragedia w pięciu aktach.
Tak, tak, tak... Aa...
Ciskał we mnie myśli niczym triumfator monety w tłum, a ja ledwo nadążałem je zbierać. Aa...
A Mikołaj Gogol...
Co Mikołaj Gogol?...
Zawsze, kiedy bywał u Aksakowów, prosił, żeby mu stawiać na stole specjalny różowy kielich...
I pił z różowego?
Tak. I pił z różowego.
A co pił?...
Kto go tam wie!...
Cóż można pić z różowego kielicha? Oczywiście wódkę... I ja, i obaj Mitrycze obserwowaliśmy czarnowąsego z zaciekawieniem. A on się zaśmiewał w przeczuciu nowych triumfów...
A Modest Musorgski! Boże mój, a Modest Musorgski! Czy wie pan, jak pisał swoją nieśmiertelną operę „Chowańszczyzna”? Nie wiadomo, czy się śmiać, czy płakać. Modest Musorgski leżał w rynsztoku zachlany, a obok przechodził Mikołaj Rimski-Korsakow, w smokingu i z bambusową laseczką. Rimski-Korsakow zatrzymał się, połaskotał Modesta swoją laseczką i mówi: Wstawaj! Idź się umyć i bierz się do pisania swojej nieśmiertelnej „Chowańszczyzny”!
Wykład oczytanego podróżnego trwał i trwał. Najciekawsza jednak była jego konkluzja:
Wszyscy wartościowi ludzie w Rosji, wszyscy potrzebni jej ludzie – pili jak świnie. A zbędni, głupi – nie, ci nie pili. (...) Czytałem i wiem! Pili na umór! Wszyscy uczciwi ludzie Rosji! A dlaczego pili? Z rozpaczy! Pili dlatego, że byli uczciwi! Dlatego, że nie byli w stanie ulżyć doli ludu! Lud zdychał w nędzy i ciemnocie, poczytaj pan Dymitra Pisariewa! Tak właśnie pisze: lud nie może sobie pozwolić na wołowinę, ale wódka jest tańsza od wołowiny, i dlatego rosyjski chłop pije, z biedy pije! (...) No jak tu nie rozpaczać, jak nie pisać o chłopie, jak go nie ratować i jak samemu nie spić sie z rozpaczy! Socjaldemokrata – pisze i pije, i pije, kiedy pisze. A chłop – nie czyta i pije, pije i nie czyta.

CO ZA WSTYD!
Kiedy dzisiaj czytamy powieść „Moskwa – Pietuszki”, trudno uwierzyć, że niespełna 50 lat temu takie sceny, jak te, które opisuje Wieniedikt Jerofiejew, naprawdę miały miejsce. A jednak „Moskwa – Pietuszki” to niemal literatura faktu. A już na pewno takich rewidentów na kolei, jak Siemionycz, było w Związku Radzieckim wielu.
Szczerze mówiąc, na linii pietuszkowskiej nikt się kontrolerów nie boi, dlatego wszyscy jeżdżą bez biletu. A jeżeli nawet jakiś odszczepieniec po pijaku kupi bilet, to jest mu, ma się rozumieć, nieprzyjemnie, kiedy pojawią się kontrolerzy. Gdy podchodzą do niego, żeby okazał bilet, na nikogo nie patrzy – ani na kontrolera, ani na pasażerów, i tylko chciałby się zapaść pod ziemię. Rewizor ogląda jego bilet z prawdziwym obrzydzeniem, na niego samego też patrzy jak na oślizgłego płaza, miażdżąco. Pasażerowie zaś – pasażerowie spoglądają na frajera swoimi ogromnymi, pięknymi oczami, jakby chcieli powiedzieć: spuścił wzrok dzwoniec, jewrejska morda, sumienie go gryzie.

KOŃCOWA STACJA
Wieniedikt Jerofiejew dojechał do swoich „Pietuszek” w roku 1990, po trwającej niespełna 52 lata podróży. Był postacią tragiczną, podobnie jak bohater jego książki. Genialny literat, który nie mógł wydawać książek w swojej ojczyźnie, już w bardzo wczesnej młodości zaczął pić; nie popijać – pić, chlać, zalewać się na umór. Do dziś wielbiciele twórczości Jerofiejewa odbywają podróż ponadstukilometrową trasą Moskwa – Pietuszki z książką w ręku, niektórzy wznosząc na kolejnych stacyjkach toasty, dzięki czemu czasem osiągają Jerofiejewski „stan nieważkości”.

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.bakugan-pbf.pun.pl www.bigbang.pun.pl www.gangmw.pun.pl www.priyanka.pun.pl www.zgr.pun.pl